Dziś pojawił się bardzo ciekawy artykuł na SpaceNews. Jest on poświęcony sytuacji z ubezpieczaniem używanych pierwszych stopni Falconów 9, ale o tym za chwilę. Najciekawsza informacja w artykule pojawia się na samym końcu – SpaceX zwiększa produkcję Falconów 9 – docelowo chcą produkować 40 rakiet rocznie. A to oznacza 400 silników rocznie! Czyli ponad jeden silnik dziennie zakładając pracę 7 dni w tygodniu. Trudno się dziwić że są w stanie zaoferować niższe ceny przy takim tempie produkcji. Warto też zauważyć że jeżeli okaże się że będą w stanie użyć wielokrotnie 40-50% wszystkich rakiet jakie wystrzeliwują, to możemy docelowo oczekiwać 60-80 startów rocznie – czyli średnio jednego tygodniowo albo i częściej. Oczywiście to wszystko będzie możliwe dopiero przy czterech platformach startowych – dwóch w KSC/CCAFS, jednej w Texasie (dopiero za kilka lat) i jednej w Vandenberg do lotów na orbity polarne.
Wydaje się że moje wcześniejsze przypuszczenia o tym że Falcon 9 będzie znacznie częściej zastępowany Falconem Heavy mogą się nie sprawdzić. SpaceX pokazało że jest w stanie odzyskać F9 przy lotach z ciężkimi ładunkami na GTO. A powód dla którego firma wolała by używać Falcona Heavy zamiast F9 był właśnie związany z odzyskiem i założeniem że F9 się nie da uratować w przypadku wielu misji na GTO. Jednak JCSAT-14 i Thaicom-8 pokazały że to błędne założenie i że raczej możemy się spodziewać użycia Falcona Heavy tylko w specyficznych sytuacjach – bardzo ciężki ładunek lub jakaś wysokoenergetyczna orbita. Start Falcona Heavy jest obecnie planowany na grudzień tego roku, z tego co słyszałem nie wynika to z problemów z rakietą, ale z problemów z miejscem do jej lądowania. Lot testowy Falcona Heavy ma w planach przetestowanie scenariusza w którym wszystkie trzy człony wracają do CCAFS. A to oznacza że SpaceX potrzebuje trzy platformy do lądowania. Trzeba je zbudować, a to trwa. Do tego Range Safety ma spory problem – ich systemy są zaprojektowane do śledzenia jednej rakiety. Mają redundancję, którą się da od biedy użyć by śledzić jednocześnie dwie rakiety. Jednak żeby dało się śledzić trzy, trzeba by zainwestować bardzo dużo pieniędzy i zajęło by to bardzo dużo czasu. W związku z czym SpaceX pracuje z Range Safety nad uzyskaniem zezwolenia na używanie automatycznego systemu samozniszczenia, który pozwolił by na uniknięcie kosztownych inwestycji. Podejrzewam że do uzyskania tegoż potrzebne jest kilka udanych lądowań na platformie. I to może także być powodem dla którego Falcon Heavy został przesunięty na grudzień – musi poczekać na CRS-9 i CRS-10 i być może jakąś inną misję która wróci na platformę.
Wracając do ubezpieczeń – ubezpieczyciele są bardzo niezadowoleni ze współpracy ze SpaceX – firma przez dłuższy czas dokonywała zmian w swoich rakietach bez informowania o tym ubezpieczycieli przez co trudno było policzyć koszt ubezpieczenia. Jednak od pewnego czasu podobno SpaceX zamroził projekt Falcona 9 i rakieta w końcu stanie się powtarzalna (choć porównując zdjęcia Falcona 9 z misji JCSAT-14 i Thaicom-8 widać że jednak nadal coś zmieniają). F9 ma obecnie porównywalny koszt ubezpieczenia z rakietą Ariane 5, co jest bardzo ciekawym zjawiskiem – Falcon 9 ledwo co przekroczył rok bez eksplozji podczas gdy Ariane 5 lata już kilkanaście lat bez problemów.
SpaceX planuje w najbliższym czasie rozmowy z ubezpieczycielami na temat ubezpieczania używanych Falconów 9. Firma docelowo planuje obniżkę kosztów lotów o około 30%, jednak oszczędności przeniosą się zarówno na nowe jak i używane rakiety. Podejrzewam że zamiast słowa „używana” będzie się raczej nazywało taki pierwszy stopień „dokładnie przetestowanym” – w tym sensie może on oferować porównywalną lub nawet większą niezawodność od fabrycznie nowego. I pewnie różnica cenowa między nowym a używanym nie będzie 30%, ale tylko kilka – kilkanaście procent w zależności od tego ile lotów ma za sobą rakieta. Ciekawe co na to szefowie SES, którzy powiedzieli że bez 50% zniżki nie polecą na używanej rakiecie? Pierwszy lot używanego F9 ma się odbyć we wrześniu a ładunkiem ma być satelita SES-10.