Dziś dość nieoczekiwana informacja – firma Gravitics wygrała wojskowy kontrakt na budowę modułów do stacji kosmicznej. Nie jest on jakiś wielki – tylko $1.7M (co w kategoriach wojskowych wydatków pewnie podchodzi pod błąd zaokrąglenia), ale samo to że wojsko rozdaje kontrakty na budowę modułów stacji kosmicznych jest niezwykłe.
Tak, za dawnych czasów ZSRR miało całą serię wojskowych stacji kosmicznych, w końcu nawet słynny Mir był szybko przerobioną stacją wojskową. W tamtych czasach miało to sens, bo automatyka nie mogła zastąpić człowieka. Ale obecnie? Po co taka stacja? Może żeby tam schować prezydenta i rząd na wypadek wojny nuklearnej na Ziemi? Jakoś ciężko mi znaleźć powody dla których wojsko potrzebowało by własnych stacji kosmicznych.
Z drugiej strony wczoraj (?) Rosja zawetowała przedłużenie układu o zakazie wysyłania na orbitę broni masowego rażenia. Jak pisałem wcześniej, Rosja pracuje nad bronią antysatelitarną pozwalającą za „jednym strzałem” zlikwidować całą konstelację satelitów (np. Starlink) i jedyny sposób na coś takiego to właśnie broń atomowa. USA do dziś uważa że ostatnim elementem odpalenia atomówek musi być człowiek i może właśnie taka stacja kosmiczna może być związana z ewentualnym rozmbieszczeniemprzez USA broni masowego rażenia w kosmosie? W końcu jak ruscy to robią, to czemu my mamy być gorsi, choć w sumie to nie wiem po co, bo Rosja nie ma Starlink i nie wydaje się by miała możliwości technologiczne by coś takiego zbudować. Ale Chiny to inna sprawa…