Najnowsze plotki mówią że musimy się zaopatrzyć w spore pokłady cierpliwości i przygotować się na opóźnienia. Zacznijmy od potwierdzonych opóźnień – Boeing wczoraj poinformował że testy CST-100 Starliner zostaną opóźnione o co najmniej miesiąc – bezzałogowy lot Starliner’a jest obecnie planowany na czerwiec 2017 a załogowy na październik 2017 (w tą drugą datę można zupełnie nie wierzyć – nie ma żadnych szans żeby w trzy miesiące wprowadzić zmiany wynikające z rezultatów testu bezzałogowego).
Także dziewiczy lot SLS’a się rytmicznie przesuwa w prawo – plan z września zeszłego roku plan zakładał lot EM-1 między lipcem a wrześniem 2018, a plan z lutego tego roku mówi już o locie między wrześniem a grudniem 2018. Czyli mówiąc inaczej data lotu SLS’a jest stała – za mniej-więcej 30 miesięcy od dzisiaj (i przesuwa się z przesuwającym się „dzisiaj”). Problemy są wielorakie – przede wszystkim europejski moduł serwisowy jest poważnie opóźniony pomimo decyzji o zrezygnowaniu z budowy dużej części systemów niezbędnych do podtrzymania życia. Ale to nie koniec problemów, na ścieżce krytycznej są także sam Orion (który został dość poważnie przeprojektowany po pierwszym locie) no i rakieta SLS. Jednak kilkumiesięczne opóźnienie startu pomiędzy tymi dwoma planami wynika przede wszystkim z urealnienia planu końcowych testów i integracji całego zestawu – pierwotny plan zakładał że wszystkie kawałki rakiety zostaną poskładane do kupy w czerwcu a lot odbędzie się we wrześniu, obecny nadal zakłada poskładanie rakiety w całość w czerwcu, ale zwiększa czas potrzebny na testy integracyjne, testy na platformie itp. Rakieta nadal ma się po raz pierwszy znaleźć na platformie w czerwcu – po wykonaniu różnego rodzaju testów wróci ona do VAB, gdzie dokonane zostaną niezbędne poprawki i na platformę pojedzie dopiero we wrześniu-październiku. To nadal optymistyczny plan zakładający że nie będzie żadnych opóźnień z rakietą, modułem serwisowym i kapsułą. Jako że to zupełnie nierealne, to możemy spokojnie przyjąć że start SLS’a z misją EM-1 nie nastąpi w 2018 roku. Moim zdaniem realny termin to lato/jesień 2019. To przy założeniu że nowy prezydent nie obetnie pieniędzy dla NASA.
O opóźnieniach w SpaceX pisałem już wiele razy więc dziś tylko kilka przypomnień – Falcon Heavy dopiero późną jesienią/wczesną zimą tego roku; lot CRS-8 dopiero w kwietniu (mówi się o 30 marca, ale moim zdaniem to nierealne); CRS-9 w lecie a CRS-10 na przełomie 2016/2017. Loty #11, #12, #13, #14 i #15 dopiero w przyszłym roku. Pierwszy start z LC-39A też się opóźnia – prace nad demontażem ruchomej części wieży oraz wzmocnieniem części nieruchomej dopiero co się zaczęły.
Orbital ATK też podobno ma opóźnienia i dziewiczy lot nowego Anraresa (z silnikami RD-181) ma się odbyć w lecie tego roku.
W związku z tym należy uzbroić się w cierpliwość i cieszyć się tym co mamy – jutro (miejmy nadzieję) leci Falcon 9 z misją SES-9 (podobno z jakichś dziwnych powodów godzina startu jest ustalona na 18:35, ale ja jestem gotowy – zakupiłem zestaw neutral density filters i będę miał jak zrobić zdjęcie z długim czasem naświetlania, niestety z użyciem gorszego obiektywu szerokokątnego który strasznie mydli po brzegach). 22 marca leci Atlas V z Cygnusem. Misja do ISS = trzeba by się pewnie wybrać do Titusville na most żeby zrobić zdjęcie. Na początku kwietnia (może) leci Falcon 9 z misją CRS-8 – będziemy mieli próbę lądowania = Jetty Park się kłania. Do tego w marcu jest Tico Warbirds Air Show a na początku kwietnia Melbourne Air Show – raczej się wybiorę na obie te imprezy.