Za kilka godzin Philae wyląduje na komecie

Za kilka godzin na komecie 67P/Churyumov-Gerasmimenko ma wylądować lądownik Philae który odpadnie od sondy Rosetta. Rosetta wypuści lądownik 22.5 kilometra nad kometą (odległość mierzona od centrum masy a nie powierzchni) tak by leciał on powoli w stronę komety – jego prędkość będzie wynosić 18 centymetrów na sekundę, a cały manewr dolecenia do komety zajmie mu siedem godzin. Planowane jest lądowanie w miejscu które wydaje się dość płaskie, ale opóźnienie uwolnienia lądownika o ułamek sekundy może te plany zniweczyć, więc w sumie nie wiadomo gdzie on wyląduje. Lądownik leci bezwładnie, bez żadnych silników itp. Dopiero jak pierwsza z nóg uderzy w powierzchnię komety, to lądownik uruchomi miniaturowy silniczek na szczycie. Pozwoli on na dociśnięcie wszystkich nóg do powierzchni. Nogi wyposażone są w śrubowkręty, które mają się wkręcić w powierzchnię komety i przymocować do niej lądownik. Ale jako że nie wiadomo czy powierzchnia jest skałą czy luźnym piachem/pyłem to lądownik ma dodatkowy mechanizm mocowania – dwa harpuny które zostaną wystrzelone i miejmy nadzieję że zaryją się na tyle głęboko by go przymocować do powierzchni. Nie wiadomo także czy lądownik będzie miał na czym wylądować, czy raczej po prostu zniknie w kurzawce. Tego wszystkiego dowiemy się jutro. Poniżej zdjęcie miejsca w którym ma nadzieję wylądować Philae – to czerwone kółko ma średnicę pół kilometra – jak widać istnieje szansa że trafi w jakiś kamień. Jeżeli lądownik się wywróci trafiając jedną nogą w kamień to będzie to najprawdopodobniej koniec misji.

Philae ma akumulatory które pozwolą mi na kilkadziesiąt godzin pracy. Ma także baterie słoneczne które od czasu do czasu pozwolą na podładowanie baterii i przedłużenie czasu życia. Lądownik ma kamery szerokokątne dzięki którym zostanie sfotografowana powierzchnia komety a także wiertarkę która ma zamiar pobrać próbkę z głębokości 23 centymetrów i dokonać jej analizy – Philae ma dwa małe piekarniki do podgrzania próbki oraz chromatograf gazowy do przeanalizowania co w niej siedzi. Następnym eksperymentem będzie walenie małym młoteczkiem w kometę i analiza jej właściwości fizycznych. Philae ma także spektrometr napędzany materiałem radioaktywnym pozwalający na zbadanie składu powierzchni. Jak widać naukowcom udało się zmieścić sporo ciekawych eksperymentów w maleńkim (100 kg w sześcianie o boku mniej-więcej 1 metra) lądowniku. 

Trzymajmy kciuki żeby Philae szczęśliwie wylądował jutro na komecie i żeby odkrył na niej małe, zielone, zdezorientowane ludki.

Edycja – w nocy pojawiły się jakieś problemy z tym silniczkiem który to ma „przytrzymać” lądownik przy komecie. Silniczek jest bardzo prosty – składa się ze zbiornika mocno sprężonego azotu dwóch zaworków i czujnika ciśnienia między nimi. Pierwszy zaworek otwiera się w czasie przygotowania do wypuszczenia lądownika, drugi w celu uruchomienia silnika. Po otwarciu pierwszego czujnik ciśnienia powinien pokazać że jest ciśnienie czyli azot jest nadal w zbiorniku a zawór się otworzył poprawnie. No i właśnie czujnik nic nie pokazał. Co oznacza że albo azot uciekł w czasie podróży przez jakąś nieszczelność, albo zaworek się nie otworzył albo czujnik się popsuł.

Lądowanie na komecie bez tego silniczka jest nadal możliwe, wszystko zależy od tego na jaką powierzchnię trafi lądownik. Jak będzie ona miękka i niesprężysta to po prostu się w niej zaryje a wystrzelone harpuny miejmy nadzieję że złapią coś sztywnego. Gorzej jak trafi na jakąś twardą skałę, wtedy odbije się od niej i harpuny mogą nie zdążyć złapać niczego. Jak to się skończy dowiemy się już za kilka godzin.

Edycja 2 – lądownik widziany z Rosetta:

Nóżki rozstawione, anteny rozłożone.

Edycja 3 – fajna infografika – każdy obywatel Unii Europejskiej zapłacił średnio 3.50 euro za to lądowanie. Tanie to nie jest…

Edycja 4 – WYLĄDOWAŁ!!!

Edycja 5 – ale harpuny się nie odpaliły 🙁

Edycja 6 – zdjęcie z lądownika, wysokość 3 kilometry nad kometą.

Edycja 7 – podobno harpuny jednak odpaliły, ale nie miały o co się zaczepić i zostały wciągnięte.

Edycja 8 – wygląda na to że po odpaleniu harpunów lądownik wystartował i przeleciał kilkaset metrów. Na szczęście siła odrzutu była mniejsza od grawitacji (która wynosi podobno tylko 0.1 newtona) i lądownik znowu siedzi na komecie. Mogło być niebezpiecznie, bo po pierwszym lądowaniu wyłączony został żyroskop utrzymujący lądownik w odpowiedniej pozycji – ten skok mógł się skończyć wywróceniem. Ale szczęście sprzyja Philae i wszystko jest dobrze. Nawet pierwsze zdjęcie się pojawiło:

Widać na nim nogę i raczej skalistą powierzchnię komety.

Edycja 9 – sytuacja Philae jest nie najlepsza jak informuje AviationWeek. Philae wylądował (po raz drugi po pierwszym odbiciu się) w zupełnie innym miejscu niż planowano, ten mikrosilnik na sprężony azot nie zadziałał, harpuny także nie zaczepiły o nic i nie wiadomo za bardzo jak niestabilna jest obecna pozycja lądownika. Wiadomo na pewno że nie jest on niczym przytwierdzony do powierzchni a do tego stoi w miejscu gdzie dostaje bardzo mało energii słonecznej – tylko 90 minut słońca co 12 godzin. W związku z tym nie uruchomiono dwóch z instrumentów – spektrometru (miał on dotknąć powierzchni) oraz młotka – naukowcy się boją że uruchomienie jednego z tych instrumentów może spowodować przesunięcie się lądownika. Dane wskazują także na to że faktycznie odbyły się trzy lądowania na komecie – Philae odbił się dwukrotnie zanim w końcu się zatrzymał.

Marek Cyzio Opublikowane przez: