Zaczyna się wszystko wyjaśniać

Na zdjęciu powyżej macie ułożenie silniczków manewrowych Starlinera. A raczej nie do końca bo w każdym z takich podów jest 12 silników (a na zdjęciu widzę tylko 6). Razem jest 28 silniczków manewrowych i 20 większych służących do odważniejszych manewrów typu separacja z drugim stopniem rakiety czy awaryjne odejście od ISS czy przyhamowanie przed powrotem w atmosferę. Do tego sama kapsuła ma 12 silniczków manewrowych ale używane są one dopiero po separacji od modułu serwisowego dla właściwego ustawienia kapsuły przed wejściem w atmosferę. Do tego dochodzi cztery naprawdę duże silniki które używane są tylko w wypadku sytuacji awaryjnej w czasie startu.

Okazuje się że ktoś wpadł na „genialny” pomysł umieszczenia wszystkich tych silniczków zaraz obok siebie a następnie zamknięcia ich w obudowie która w znaczący sposób je izoluje termicznie. To jest źródłem obecnych problemów – silniczki się po prostu przegrzewają. Co więcej okazuje się że wszelkie obliczenia jakie Boeing wykonał by sprawdzić jakie temperatury będą w tych „podach” są całkowicie błędne i cały projekt jest źle zrobiony. Zanim Starliner poleci następny raz trzeba będzie w poważny sposób przeprojektować jak i gdzie są zainstalowane silniki manewrowe. Jak zauważa ArsTechnica to praktycznie eliminuje jakiekolwiek szanse ze Starliner poleci z ludźmi w 2025 roku.

Doczytałem że NASA ma zamówione tylko trzy loty operacyjne Starlinera. A to oznacza że problem z Atlas V może się okazać nieistniejący. Gdyby tak Boeing tylko trzy razy musiał polecieć na ISS, to ten lot testowo-towarowy o którym pisałem nie spowodował by braku rakiety nośnej. Podejrzewam że tak się to skończy. Boeing przeprojektuje te „pody”, NASA zamówi od nich lot towarowy i zostanie uznany on za resztę certyfikacji do lotów załogowych i w 2026 a może nawet w 2027 Starliner poleci. No chyba że nowy CEO Boeinga się zdecyduje ciąć koszty. Podobno Boeing dostał już od NASA praktycznie wszystkie pieniądze z programu lotów załogowych i co ciekawe wycofanie się nie wymaga zwracania czegokolwiek więc ekonomicznym rozwiązaniem było by po prostu zamknąć program jak najprędzej.

Powyżej jest ile Boeing stracił na różnych programach „fixed price” w ostatnich latach. To olbrzymie kwoty jak widać. Firma nie umie opanować własnych kosztów i dostarczyć tego co obiecała jednocześnie na tym zarabiając. Trudno powiedzieć jak długo można tracić tyle pieniędzy i nie zbankrutować ale podejrzewam że Boeing się gwałtownie zbliża do tego punktu. Szczególnie że wszystko czego się nie dotkną się wali jak domek z kart.

Edycja – zapomniałem o jednym dodatkowym obrazku:

Jak widać nie tylko Boeing traci na kontraktach „fixed price” ale straty Boeinga są nieporównanie większe od strat Lockheed Martin czy Northrop Grumman.

Marek Cyzio Opublikowane przez: