Jak donosi Space News, ULA planuje wysłać na emeryturę rakietę Delta IV już w 2018 roku. Niestety nie spowoduje to wielkich oszczędności, których szuka firma, jako że ULA będzie nadal musiało produkować rakiety Delta IV Heavy. A co za tym idzie utrzymywać HIF oraz platformy SLC-37B w CCAFS i SLC-6 w Vandenberg. ULA twierdzi że Delta IV jest po prostu zbyt droga by miała sens. Dlatego zastąpi ją początkowo Atlas V, a docelowo nowa rakieta. Los Delta IV Heavy jest także przesądzony, choć pewnie zobaczymy jeszcze kilka jej startów w następnym dziesięcioleciu. Docelowo nowa rakieta w swojej najmocniejszej wersji, z sześcioma silnikami pomocniczymi na paliwo stałe będzie w stanie zastąpić Delta IV Heavy. Jednak nastąpi to najwcześniej w okolicach 2023 roku. Ale nawet pełna certyfikacja nowej rakiety do wystrzeliwania najbardziej cennych ładunków NRO nie spowoduje natychmiastowego wycofania DIVH – wiele z ładunków nad którymi pracuje NRO jest zaprojektowane dokładnie pod tą rakietę i jej możliwości. A że cykl projektowania i produkcji satelitów szpiegowskich jest długi, to można oczekiwać że Delta IV Heavy będzie latała co najmniej do 2030 roku.
Delta IV powstała w 1995 roku w ramach programu EELV. Jej narodziny nie obyły się bez kontrowersji – w czasie jej projektowania Boeing szpiegował firmę Lockheed Martin (projektanta Atlas V). Wyszło to na jaw już po tym jak Boeing wygrał 19 z 28 startów rakiet w przetargu. Żeby nie przegrać procesu, Boeing zgodził się na stworzenie ULA jako j.v. z Lockheed Martin i podział zysków 50/50. I w ten sposób na rynku powstał monopolista produkujący dwie rakiety. Kosztujący podatników USA majątek – ULA dostaje rocznie $1MM (miliard) na to żeby istnieć + między $100M a $400M za każdy start rakiety.
Z jednej strony żal mi tego że Delta IV zniknie, a z drugiej strony cieszę się że rynek pokazał że pierwszy stopień rakiety napędzany ciekłym wodorem to idiotyczny pomysł nie mający komercyjnego sensu.