Wczoraj pojawiły się trzy ciekawe artykuły o SpaceX:
- pierwszy twierdzi że Elon Musk jest skłonny pójść na układ z USAF i wycofać pozew sądowy. Kontrakt z ULA jest tak skonstruowany, że jego zerwanie grozi sporymi karami finansowymi. Kary zależą od momentu w którym kontrakt zostanie zerwany i są od $370M do kilku miliardów. I mają one uzasadnienie – ULA musi zainwestować setki milionów w zakup hurtowy części i materiałów oraz zamówienia od poddostawców by osiągnąć obiecywany poziom cenowy. Z artykułu dowiadujemy się także innych ciekawostek – pierwszą jest to że SpaceX policzył że koszty wojskowego startu rakiety F9 będą o $30M większe od cywilnego startu. Artykuł mówi o kosztach dokumentacji i tym podobnych, ale zapomina o tym że trzeba zbudować całą, kosztowną infrastrukturę do pionowej integracji ładunków która za darmo się nie pojawi i która jest zbędna do lotów komercyjnych (nie do końca, jako że wiele z komercyjnych satelitów wymaga pionowej integracji = infrastruktura pozwoli zwiększyć ilość potencjalnych klientów). Drugą ciekawostką jest to że oryginalnie USAF planowało NIE WIĘCEJ niż 36 rakiet od ULA i 14 dla konkurencji (czytaj SpaceX, jako że innej konkurencji nie ma). Ale zdecydowano że zamiast 50 rakiet USAF zdecyduje się zakontraktować 43. Pierwotną ideą było to że w takiej sytuacji USAF kupi mniej rakiet od ULA, ale ktoś, coś, gdzieś i okazało się że USAF podpisało kontrakt na 36 z ULA i zostawiło 7 do wolnej konkurencji. A teraz mówi się o tym że z uwagi na cięcia budżetu te siedem może zostać zmniejszone do 2-3. I to właśnie powoduje że SpaceX podał kontrakt do sądu. Z 36 rakiet jakie USAF zakupiło w ULA, co najmniej 7 może być poddane konkurencji (reszta ładunków jest za ciężka dla F9). Czyli pewnie Elon proponuje USAF – zmniejszcie zakup do 29, dajcie te 7 na rynek a my wycofamy pozew.
- drugi artykuł podaje w wątpliwość plany SpaceX wielokrotnego użycia rakiet. Dowiadujemy się z niego że SpaceX chce używać pierwszy stopień F9 do 40 razy, i że celem jest wielokrotne użycie zarówno pierwszego stopnia jak i drugiego stopnia. „Kara” w spadku udźwigu F9 związana z żelastwem oraz paliwem potrzebnym na powrót F9 do miejsca startu jest spora – 1/3 paliwa jakie F9 bierze musi być użyta w tym celu. Ale przekłada się to na 10% łącznego udźwigu rakiety – tona więcej którą pierwszy stopień F9 musi wziąć ze sobą oznacza 100 kg mniej udźwigu. SpaceX twierdzi że obecne dane o udźwigu F9 biorą pod uwagę tą „karę” i że nic się nie zmieni. F9 będzie używany do lotów na niskie orbity okołoziemskie a do lotów na geostacjonarną będzie używany Falcon Heavy. W przypadku tego drugiego mamy dodatkową opcję – jeżeli SpaceX zdecyduje się na odzyskanie tylko dwóch bocznych rakiet, to udźwig FH na orbitę geostacjonarną rośnie dwukrotnie – z 7 ton do 14 ton. Ale docelowym planem ma być możliwość wielokrotnego użycia całego F9 – SpaceX przewiduje że jeżeli się to uda, to wystrzelenie 5 ton na niską orbitę okołoziemską będzie można kupić w cenie $600K! W porównaniu z $60M które kosztuje to obecnie, będzie to rewolucja pozwalająca na zupełnie nowe rozwiązania – $100K za lot do stacji kosmicznej na pewno przyciągnie tysiące chętnych – w końcu Virgin Galactic znalazł tłumy chętnych na mały skok na 100 km. Jednakże NASA i CNES wskazują na problemy z tym modelem – pierwszym jest to że jak SpaceX zacznie używać swoje rakiety po kilkadziesiąt razy to spadnie im produkcja nowych. Co oznacza że spadek kosztów związanych z masowością produkcji będzie niemożliwy i że każda używana rakieta będzie w pewnym sensie prototypem, trochę innym od reszty co znacząco zwiększy koszty i czas obsługi. Nawet przejmując 100% obecnego rynku startów rakiet, ilość startów jakie SpaceX by wykonywał jest za mała by ziściły się pełne oszczędności związane z wielokrotnym użyciem i produkcją seryjną. Ale SpaceX ma nadzieję że niskie ceny spowodują że ilość lotów znacząco wzrośnie w stosunku do obecnego rynku i wtedy wszystko stanie się możliwe. Podobne problemy miały firmy produkujące samoloty w latach 40-stych i 50-tych. Ale dzięki tanim lotom ruch lotniczy wzrósł i można było stworzyć seryjną produkcję samolotów. I na to liczy Musk. Drugim problemem który został zauważony jest bezpieczeństwo powrotu pierwszych stopni rakiet – taki kilkudziesięciometrowy słup wypełniony silnie wybuchowym paliwem nie jest czymś, co ludzie chcą mieć nad głowami. O ile te powroty będą pewnie możliwe do realizacji w Cape Canaveral (pierwszy stopień będzie lądował na jakiejś platformie przy samym brzegu), o tyle lądowania w Vandenberg mogą być kłopotliwe jako że pierwszy stopień musiał by przelatywać nad zabudowanym obszarem – mieszkańcy mogą nie być tym zachwyceni.
- a trzeci artykuł twierdzi że USAF i ULA próbują wykorzystać dziurę w prawie i wznowić zakupy silników RD-180. Dziura polega na tym że USAF płaci za silniki nie Rosji, ale ULA i jej spółce zależnej ULS. Te zaś płacą firmie RD AMROSS, która jest joint venture Pratt & Whitney Rocketdyne oraz NPO Energomasz. I w ten sposób pieniądze podatników nie są „bezpośrednio” wysyłane do Rosji. SpaceX argumentuje że celem sankcji jest to by żadne pieniądze lub towary wychodzące z USA nie wspomagały Rogozina – niezależnie czy bezpośrednio, czy pośrednio. Od decyzji sędziego w tej sprawie zależy bardzo wiele – jeżeli wyda opinię że pieniądze nie mogą trafić do Rosji niezależnie od tego którędy idą, to taka decyzja będzie miała olbrzymie reperkusje – przede wszystkim NASA będzie uziemiona jako że nie będzie mogła wysyłać astronautów na ISS. Poza tym jakiekolwiek satelity używające amerykańskich części (czytaj 90% wszystkich satelitów) nie będą mogły polecieć na żadnej rakiecie która nawet częściowo używa rosyjskich części – Soyuzy wystrzeliwane przez ESA odpadają, ILS wypada z rynku, Sea Launch, JSC Glavkosmos, ISC Kosmotras oraz Eurockot także nie mogą niczego wystrzeliwać.