Jednym z powodów dla których lubię Tesla Motors jest to, że nowości o planach firmy są wynikiem pracy hackerów a nie podglądaczy. Tym razem znany z hackowania firmware Modelu S Jason Hyughes zatweetował że zna sekret Tesli – w najnowszym firmware znalazł obrazek z napisem P100D. Reakcja firmy była trochę mniej niż chwalebna – próbowano mu zdalnie zrobić downgrade oprogramowana samochodu do poprzedniej wersji (pewnie poza tym obrazkiem w firmware się chowają inne sekrety, których firma nie chce zdradzać). Na szczęście Jason złapał ich na tym i odpiął samochód od internetu. Sam Elon Musk zareagował na całą sprawę chwaląc Jasona i twierdząc że decyzja o próbie downgrade nie wyszła od niego.
Jednak Jason może mieć więcej problemów – łamanie zabezpieczeń podpada do DMCA (Digital Millenium Copyright Act) i jest ścigane przez FBI z urzędu. Są wyjątki od tej reguły, ale łamanie zabezpieczeń w celu ujawnienia sekretów firmy zdecydowanie nie jest jednym z nich. Oczywiście wchodzimy to na grząski temat – czy wydając ponad $100K na samochód jesteśmy także właścicielem oprogramowania które w nim jest zainstalowane? Komputery pokazały nam że to nie do końca tak działa. Jako że samochody coraz bardziej stają się komputerami (szacuje się że obecnie 10% wartości samochodu to koszt oprogramowania a w przyszłości ta proporcja będzie gwałtownie rosnąć), to wkrótce pojawi się coraz więcej spraw związanych z nieleganym oprogramowaniem w samochodzie.