(Za Gizmodo) 30 sierpnia 1983 mało brakowało żeby prom nie dostał piorunem – misja STS-8 (Challenger) była opóźniona o 10 dni z uwagi na problemy z systemem TDRS. Prom stał sobie na platformie. I nagle na Atlantyku zrobiła się burza tropikalna Barry, która szybko stała się huraganem. Nie było czasu na wstawienie promu do VAB, więc zaryzykowano i zostawiono go na platformie. Jak widać nie był to najlepszy pomysł – huragan Barry uderzył we Florydę dokładnie w Melbourne i wyprodukował sporo pięknych burz. Start promu został opóźniony o 17 minut, właśnie z uwagi na burzę w pobliżu. Dzięki temu że był to pierwszy nocny start NASA od czasów Apollo 17, obserwowało i obfotografowywało go dużo ludzi i mamy tą fotografię powyżej.
Misja była udana, ale po wyciągnięciu z wody rakiet SRB okazało się że NASA miała niesamowite szczęście. Jak pewnie wiecie rakiety SRB mają ablacyjnie chłodzone dysze – pokryte są one 8 cm warstwą pewnej żywicy, która w czasie działania ma wyparować mniej-więcej w połowie (ma jej zostać około 4cm). Okazało się że w tym locie żywica parowała znacznie szybciej i w niektórych miejscach dyszy zostało jej tylko 5mm. NASA policzyła że gdyby rakiety SRB działały przez 14 sekund dłużej, to nastąpiło by rozerwanie dyszy, utrata kontroli nad pojazdem i katastrofa. Przyczyną było użycie niewłaściwie skomponowanej mieszanki żywic. Challengerowi się tym razem udało…