Czyli dzisiejsze oszczędności – jedna z połówek osłon ładunku leciała właśnie po raz piąty, druga po raz trzeci a pierwszy stopień po raz drugi. I niech teraz Tory Bruno powie że ponowne używanie rakiet nie ma sensu ekonomicznego…
Ciekawe czy ktoś jeszcze wątpi w to że ponowne używanie pierwszych stopni ma sens? Podejrzewam że ilość wątpiących w ekonomiczny sens ponownego używania osłon ładunku też jest obecnie niewielka. Ale wszyscy poza SpaceX uważają że ponowne używanie drugiego stopnia jest kompletnie nieopłacalne ekonomicznie. Pewnie za kilka lat okaże się że jak zwykle SpaceX miał rację a reszta się bardzo ale to bardzo myliła.
Najbardziej mi żal Blue Origin. Bo ich rakieta jest po prostu za mała żeby dało się ponownie użyć drugi stopień przy jakimś relatywnie użytecznym udźwigu. To właśnie jest największy problem rakiet które w całości da się używać wielokrotnie – stosunek udźwigu do masy jest bardzo niewielki. A że jak dotąd rakiety były budowane z niezwykle egzotycznych i kosztownych materiałów za pomocą niezwykle egzotycznych i kosztownych procesów produkcyjnych, to za nic nie dało się domknąć rachunku ekonomicznego. SpaceX/Musk to zrozumiał – że zbudowanie olbrzymiej rakiety po to by mieć jakiś relatywnie przydatny udźwig to za mało. Trzeba ją jeszcze zbudować tanio. I znowu się okazało że cała nagromadzona w ciągu 60 lat wiedza o tym jak się buduje rakiety jest do śmieci.
Ciekawe że w przypadku samochodów elektrycznych istniejący producenci dość szybko zrozumieli strategię Muska i zaczęli ją kopiować. A przynajmniej jej część polegającą na zmniejszaniu kosztów produkcji. Jednak nadal nie mogą oni zrozumieć że żeby ludzie chcieli kupować ich samochody elektryczne, to ładowanie ich musi być równie łatwe jak tankowanie. Co z tego że sobie zakupię Porsche Taycan skoro będę nim przywiązany do miejsca zamieszkania a jakiekolwiek dłuższe wycieczki będą się wiązały z olbrzymim ryzykiem konieczności nocowania w dziwnych miejscach bo ładowarki akurat nie działają albo ładują bardzo powoli. Jednak to pewnie też się poprawi w ciągu najbliższych kilku lat i dopiero wtedy okaże się czy ta ostatnia różnica która ma dać przewagę Tesli się sprawdzi. Chodzi oczywiście o w pełni automatyczną jazdę. To że Tesla tego do dziś nie umie jest dla mnie trochę dziwne, ale nie do końca. Postępy w dziedzinie AI nie są gładką, wykładniczą krzywą. Raczej przypominają sinusoidę nałożoną na krzywą wykładniczą – są okresy kiedy postępów nie ma wcale tylko po to by w krótkim okresie postępy były olbrzymie. Przed autonomiczną jazdą nie ma odwrotu i raczej pojawi się ona w ciągu następnych 12 miesięcy, choć z drugiej strony jestem sceptyczny bo pełna autonomia wymaga także umiejętności zareagowania na przechodzące ulicą kaczki z małymi, upadek meteorytu czy też rozlaną benzynę na ulicy (która może w każdej chwili się zapalić). Mówiąc inaczej autonomiczny kierowca musi umieć coś więcej niż tylko reagować na sytuacje które już widział. I do osiągnięcia takich umiejętności jest jeszcze bardzo daleko. Oczywiście wielu kierowców też nie posiada tych umiejętności, ale autonomiczny system musi być lepszy od najlepszego kierowcy świata by mógł być realnie zastępcą człowieka.