Pojawił się bardzo, bardzo ciekawy artykuł o tym czy była możliwość uratowania astronautów Columbii. Autor twierdzi że teoretycznie, gdyby wszystko szło jak z górki to taka możliwość by istniała. Jednakże prawdopodobieństwo uratowania astronautów było bliskie zeru. Autor z góry odrzuca możliwość „naprawienia” Columbii na orbicie za pomocą dostępnych materiałów i koncentruje się na scenariuszu „misji ratunkowej”. Zakładając że drugiego dnia lotu zdecydowano by że jednak nastąpiło uszkodzenie, a trzeciego/czwartego dnia satelity szpiegowskie DoD potwierdziły by to i nawet gdyby w piątym dniu lotu niezbędna była inspekcja skrzydła (bardzo trudna jako że Columbia nie miała na pokładzie CanadaArm = astronauta musiał by bardzo ostrożnie dotrzeć na skrzydło trzymając się czego się da na promie), to istniała szansa na utrzymanie przy życiu załogi przez 30 dni. Ciekawe jest to że czynnikiem ograniczającym nie była woda czy też tlen, czy też energia elektryczna (która pochodzi z ogniw paliwowych), ale dwutlenek węgla. Columbia była wyposażona w 69 pojemników z wodorotlenkiem litu, który używany jest do usuwania dwutlenku węgla z powietrza. Zakładając że piątego dnia nakazano by załodze leżeć i się nie ruszać (by ograniczyć metabolizm) i zakładając że utrzymywano by wysoki poziom CO2 (taki że ludzie czują się nie za dobrze, ale nadal żyją) to pojemniki te wystarczyły by na około 30 dni życia załogi.
By oszczędzać paliwo, Columbia została by ustawiona w pozycji stabilnej grawitacyjnie – silnikami do ziemi, powoli się obracając (by nie nastąpiło przegrzanie). W ten sposób przez 30 dni pojazd mógłby dryfować praktycznie bez zużywania drogocennego paliwa (które było by potrzebne potem, ale o tym zaraz).
W tym samym czasie na ziemi ludzie by pracowali jak szaleni 24/7. Prom kosmiczny Atlantis będący w końcowych fazach przygotowywania do lotu byłby przygotowany znacznie prędzej:
- zamiast planowanych 10 dni w OPF, zakończono by prace w 7 dni
- przymocowanie promu do (stojącego już w VAB) zbiornika i rakiet pomocniczych zajęło by 4 dni zamiast 5
- przygotowanie do startu na platformie zamiast 14 dni zajęło by 11
- w tym samym czasie trenowano by dzień i noc pilotów, załogę ktora by się zajęła transportem astronautów oraz opracowywano plan lotu. Plan został by przesłany promowi dopiero na platformie – nie robiono tego nigdy wcześniej, ale było to możliwe.
Kłopoty się zaczynają dopiero po starcie. Atlantis miałby tylko trzy okazje takiego wystartowania by dogonić Columbia – w 25 dniu lotu Columbii, 26 i 27. Zakładając że udało by się polecieć za pierwszym razem, promy by się zbliżyły do siebie już w 26 dniu lotu Columbii. W przypadku drugiego i trzeciego okienka zbliżenie nastąpiło by dopiero w 29 dniu lotu Columbii. I tutaj zaczynają się schody. Promy muszą się zbliżyć na niewielką odległość (6 metrów), tak by śluzy były mniej-więcej jedna na przeciwko drugiej a jednocześnie promy muszą być „w poprzek” (to jedyna konfiguracja gwarantująca że wydech z silników manewrowych nie trafi do śluzy i nie pokryje skafandra silnie trującą hydrazyną). Utrzymanie obu promów w takiej konfiguracji jest niezwykle trudne i wymaga ciągłej pracy czterech pilotów (po dwóch w każdym promie) – z uwagi na to że środki mas promów będą się poruszały po różnych orbitach, naturalnym będzie to że będą się one oddalały (lub przybliżały). Do tego co najmniej jeden z promów nie będzie w stabilnej grawitacyjnie pozycji = będzie musiał aktywnie ją utrzymywać.
Przeprowadzanie załogi było by także trudne – początkowo dwaj astronauci z Atlantisa przywieźli by na Columbię dwa skafandry + dodatkowe pojemniki z wodorotlenkiem litu. Po ubraniu dwóch osób w skafandry, wszyscy czworo wrócili by na Atlantis by powtórzyć tą czynność. Cała operacja zajęła by od jednego do trzech dni w zależności od stanu załogi Columbii.
Największą ciekawostkę można jednak wyczytać z komentarzy a nie z artykułu – artykuł skomentował inżynier który był odpowiedzialny za planowanie misji STS-400 (ewentualnej misji ratunkowej dla STS-125). Twierdzi on że ratunek był i tak niemożliwy jako że prom kosmiczny nie jest w stanie zabrać na pokład wystarczającą ilość paliwa dla silników manewrowych by być w stanie utrzymać pozycję w takiej konfiguracji jaką planowano przez czas jaki był wymagany. Paliwa by zabrakło zanim wszyscy astronauci dali by radę przesiąść się z jednego promu na drugi. W przypadku STS-400 rozwiązano ten problem przez zabranie na pokład CanadaArm – połączone razem na sztywno promy były by dużo łatwiejsze w utrzymaniu pozycji. Niestety w przypadku Columbii nie było takiej możliwości – nawet gdyby załadować CanadaArm do Atlantis, to Columbia nie miała zamontowanego modułu do którego CanadaArm się doczepia.
Czyli podsumowując – szanse na uratowanie astronautów były, ale bardzo, bardzo niewielkie.