Dlaczego F-35C jest bez sensu

CNAS opublikowało niedawno bardzo ciekawy raport o tym jak US Navy inwestuje bez sensu w niewłaściwą broń, jak to się może bardzo źle skończyć w razie wojny z Chinami i jak należało by to naprawić. Raport pewnie jest troszkę sponsorowany przez Boeinga, który chętnie namówił by Navy na kupowanie polepszonych F/A-18 zamiast F-35C. Jako cywil nie mający pojęcia o strategii wojskowej dałem się pewnie na to nabrać, bo nie tylko przeczytałem ten raport, ale i piszę o nim na blogu. 
Konkluzją raportu jest to że Navy koncentruje się na niewłaściwych celach – w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat Navy zakładało dominację w powietrzu i na wodzie i atakowanie znacznie słabszego przeciwnika. I optymalizowało swoje technologie właśnie w tym celu – zamiast skoncentrować się na możliwościach ataku zaawansowanych technologicznie przeciwników, skoncentrowano się na obniżaniu kosztów obsługi okrętów oraz maksymalizacji użytkowania samolotów. 
Podobna strategia istniała przed drugą wojną światową – doktryną Navy było operowanie z wód przybrzeżnych, samoloty stacjonujące na lotniskowcach miały niewielki zasięg a Navy koncentrowało się na minimalizacji czasu przebywania samolotu na pokładzie między misjami. Dopiero w czasie wojny o Pacyfik, kiedy to Navy straciła kilka lotniskowców, zdecydowano się na budowę samolotów długodystansowych, pozwalających na skuteczne ataki odległych celów. 
Po drugiej wojnie światowej rozwijano tą technologię, tak że w najlepszym momencie Navy była w stanie efektywnie atakować cele oddalone o 1800 mil morskich od swoich lotniskowców. Niestety potem nastąpił rok 1990, upadek Związku Radzieckiego i doktryna się zmieniła. Navy wycofało z użycia A-6 Intruder, zrezygnowało z rozwoju A-12Avenger II a potem także pozbyło się F-14 Tomcat i S-3 Viking i zastąpiło to wszytstko F/A-18 Hornet – samolotem który pierwotnie był projektowany jako samolot uderzeniowy krótkiego zasięgu.  W ten sposób maksymalna odległość z jakiej Navy może skutecznie atakować wroga zmniejszyła się z 800 mil morskich w 1996 roku do 500 mil w 2006 roku. A w tym samym czasie Chiny wprowadziły balistyczne pociski antylotniskowcowe pozwalające na atak celów z odległości 1000 mil. 
Raport opisuje historię lotniskowców i ich możliwości rażenia. Najważniejsze kroki wypiszę tylko w punktach, zainteresowanym polecam przeczytanie raportu, jako że czyta się go jak powieść.
  1. 1922 rok, USS Langley – 30 samolotów, 610 funtów bomb każdy, możliwość ataku celów nie dalej niż 140 mil morskich
  2. 1930 rok, USS Lexington – 70 samolotów, 371 funtów bomb każdy, możliwość ataku celów nie dalej niż 258 mil morskich
  3. 1943 rok, USS Essex – 90 samolotów, 1800 funtów bomb każdy, możliwość ataku celów nie dalej niż 758 mil morskich – widać wpływ wojny o Pacyfik
  4. 1956 rok, USS Forrestal – 46 samolotów, 4522 funtów bomb każdy, możliwość ataku celów nie dalej niż 1210 mil morskich
  5. 1986 rok, USS Nimitz – 85 samolotów, 12781 funtów bomb każdy, możliwość ataku celów nie dalej niż 908 mil morskich – zasięg zaczyna się powoli zmniejszać
  6. 2006 rok, USS Nimitz – 62 samoloty, 12040 funtów bomb każdy, możliwość ataku celów nie dalej niż 496 mil morskich – F/A-18 wyparł samoloty o większym zasięgu

Szacuje się że F-35C będzie miał efektywny zasięg około 550 mil morskich, ale będzie mógł unieść tylko 6000 funtów ładunku, a do tego będzie kosztował tak dużo że Navy nie będzie stać na zastąpienie wszystkich F/A-18.

Co więc proponuje autor raportu? Trzy opcje:
Jedną z nich jest kontynuacja zakupów F-35C na obecnym poziomie i dokupienie bezzałogowych samolotów uderzeniowych o dużym zasięgu. Przy obecnych ograniczeniach budżetowych pieniądze na to się raczej nie znajdą. Drugą opcją jest ograniczenie zakupów F-35C, dokupienie F/A-18 i zakup bezzałogowych samolotów uderzeniowych o dużym zasięgu – autor oczekuje że przy obecnym poziomie finansowania Navy uzyskanie możliwości długodystansowych ataków zajmie około 15 lat korzystając z tego podejścia. No i jest oczywiście trzecie rozwiązanie – wstrzymanie zakupu F-35C, zakup większej ilości F/A-18 a do tego zakup dwóch wersji bezzałogowych samolotów uderzeniowych – o dużym zasięgu i bezzałogowego tankowca. 
Oczywiście ten raport niczego nie zmieni, Navy będzie nadal kupowało F-35C; podejrzewam że wcześniej czy później pojawi się na pokładach lotniskowców długodystansowy, bezzałogowy samolot uderzeniowy. A w razie wojny z Chinami trzeba będzie polegać na obronie przeciw pociskom balistycznym lub uderzeniu wyprzedzającym likwidującym te pociski zanim lotniskowce znajdą się w ich zasięgu.
Moim zdaniem nie ma obecnie sensu zmieniać dotychczasowej strategii – jesteśmy na progu wielkiej rewolucji w tym jak będą prowadzone w przyszłości wszelkie wojny (począwszy od powietrza, poprzez wodę i ziemię) związaną z gwałtownym rozwojem laserów. Obrona przeciwko pociskom balistycznym, która jest obecnie bardzo trudna za kilka-kilkanaście lat może okazać się banalna i problem niewielkiego zasięgu samolotów okaże się nieważny. Zresztą, jeżeli USA zainwestuje w zwiększenie zasięgu samolotów startujących z lotniskowców, to nic nie stoi na przeszkodzie by Chiny zwiększyły zasięg swoich pocisków balistycznych. W ten sposób może dojść do absurdu, kiedy to lotniskowce mogą za pomocą swoich samolotów atakować dowolny cel na świecie nie opuszczając portu. Dlatego mam wrażenie że cały ten raport jest finansowany przez Boeinga a jego jedynym celem jest utrzymanie przy życiu linii produkcyjnej F/A-18. 
Marek Cyzio Opublikowane przez: