Dlaczego tak lubię Florydę?

Wyjaśnienie jest bardzo proste – za pogodę! Tak, w święta może i było trochę chłodno, ale dziś słonko przygrzało, więc zabraliśmy psa i pojechaliśmy na wycieczkę do Sebastian Inlet State Park. Pierwotny plan zakładał przejście się po parku i wycieczkę dalej do Sebastian a potem może nawet do Fort Pierce – jest tam muzeum Navy Seals które strasznie chcę od dawna zobaczyć. Jednak po zobaczeniu ludzi na plaży oraz sprawdzeniu temperatury wody w oceanie zdecydowaliśmy się zrobić mikrowakacje i wykąpać w oceanie.

Sebastian Inlet jest jednym z miejsc gdzie jest naturalne połączenie pomiędzy laguną a oceanem – takich połączeń jest wiele, w moich okolicach są dwa – Sebastian Inlet na południe i Ponce de Leon Inlet na północ. Nad Sebastian Inlet jest most łączący dwa kawałki drogi A1A, Ponce De Leon inlet takiego mostu nie ma. Te naturalne połączenia są mekką dla miłośników wędkarstwa oraz surfingu. Wędkarstwa jako że plankton itp. z laguny wpływa tam do oceanu przyciągając olbrzymie ilości ryb. A surfingu dlatego że zderzające się wody laguny i oceanu tworzą olbrzymie (jak na Atlantyk!) fale. Dziś morze było relatywnie spokojne a i tak wejście do wody gwarantowało bycie sponiewieranym przez fale. Było też sporo ludzi na deskach (zdjęcia poniżej).

Woda była ciepła, na oko około 25C. Sporo ludzi kąpało się w małej zatoczce od strony laguny, gdzie nie ma fal, na plaży królowali raczej miłośnicy surfingu oraz dzieci. Te ostatnie wydawały się niezatapialne – po każdej fali byłem pewien że trzeba będzie wzywać ratownika lub raczej grabarza, ale nie – w wzburzonej wodzie pojawiały się głowy. Biorąc pod uwagę to że fale były tak silne że nie byłem w stanie ustać i ze dwa razy mnie pociągnęło po piachu, to te dzieci naprawdę musiały mieć sporo samozaparcia.

Poniżej trochę zdjęć z Sebastian Inlet State Park, mam nadzieję że zachęcą one czytelników do planowania wycieczki na Florydę 🙂