SpaceX dziś zamieścił zdumiewająco dokładny opis tego co poszło nie tak z ostatnim lotem Starship. Pierwszy stopień miał poważny problem – w jednym z silników zatkał się filtr ciekłego tlenu. Spowodowało to bardzo energetyczną eksplozję tego silnika a następnie eksplozję całej rakiety. Więc nie był to mechanizm samozniszczenia jak myśleliśmy ale prawdziwa eksplozja. Dobrze że dopiero po separacji bo jakby to walnęło na platformie to efekty mogły by być opłakane. Niestety nie podano informacji o tym co zatkało filtr – czy to był np. korek z lodu czy jakaś część rakiety która odpadła i została zassana do wlotu. Ale wygląda na to że to mógł być lód bo mówią coś o zwiększeniu rozmiarów filtrów i coś o zmianie procedur co może wskazywać właśnie na lód.
Drugi stopień został amputowany przez system samozniszczenia ale nastąpiło to dopiero jak ciekły tlen którego się pozbywali (żeby zmniejszyć masę przy lądowaniu) spotkał się z wcześniejszymi wyciekami (nie wiadomo dokładnie czego) i pożar jaki powstał przypalił złącza komunikacyjne między komputerami. Te wyłączyły silniki. A przy wyłączonych silnikach FTS zauważył że trajektoria nie pokrywa się z planem i amputował rakietę.
Bardzo możliwe że te przecieki były z systemu hydraulicznego sterującego kierunkiem ciągu Raptorów bo jako jedna z modyfikacji która ma zabezpieczyć Starship przed powtórką wskazują przejście na elektryczne siłowniki.
Ciekawe informacje. Pokazują jak wiele rzeczy może pójść nie tak w rakiecie. I jak trudne jest dopracowanie rakiety tak, by była niezawodna. W świetle tego wszystkiego aż trudno uwierzyć w niezawodność Falcona 9 – w sumie zastanawiam się jak wiele z tej niezawodności wynika z genialnego projektu i wykonania a ile z tego że po każdym locie można sprawdzić rakietę i zobaczyć gdzie było „blisko” – to coś co pozwala zamienić szczęście na powtarzalność. Można założyć że pierwsze odzyskane SuperHeavy i Starship także dostarczą olbrzymich ilości informacji o tym co „było blisko”.
Ciekawe czy trzeci lot Starship będzie próbował powtórzyć trajektorię zaplanowaną dla pierwszego i drugiego lotu? Pewnie nie, bo pojawiały się informacje że w tym locie będzie demonstracja przepompowywania paliwa w nieważkości – taki test wymaga trochę czasu a trajektoria lotów #1 i #2 na to nie pozwala. Z drugiej strony strach wysłać na stabilną orbitę coś, co może odmówić potem posłuszeństwa i spaść na głowę komuś. Dopóki nie przetestują ponownego uruchomienia silników drugiego stopnia tak by mieć pewność że wpadnie on do oceanu, dopóty nikt go na stabilną orbitę nie wyśle. A bez stabilnej orbity max co może drugi stopień w nieważkości przebywać to około 80-90 minut i właśnie wpaść do wody w okolicach Hawajów (bo Ziemia się obraca a z Boca Chica jest ograniczona ilość orbit na które można coś wysłać). Wszystko więcej wymaga retrofire – ponownego odpalenia silników. Cóż, pewnie zaniedługo się dowiemy szczegółów…