Headed to the #Starliner Crew Access Tower @Commercial_Crew pic.twitter.com/ORv06paFmM
— ULA (@ulalaunch) August 9, 2018
ULA się dziś na Twitterze chwali że astronauci którzy polecą Starlinerem przyjechali dziś na platformę pooglądać wieżę która będą się wspinali na szczyt rakiety. Problem w tym że załogowy lot Starlinera będzie bardzo poważnie opóźniony – obecnie zakłada się że będzie on mniej-więcej za rok, ale to bardzo bardzo optymistyczne założenia. Czytając plotki o tym co dokładnie i jak bardzo się zepsuło w czasie testu silników systemu awaryjnego tej kapsuły nie widzę szans na to by lot załogowy odbył się w przewidywalnej przyszłości. Bezzałogowy to zupełnie inna bajka – w czasie tego lotu system będzie nieaktywny i lot bezzałogowy może się odbyć mniej-więcej zgodnie z nowym harmonogramem – czyli gdzieś w styczniu 2019. W tym momencie wydaje się że SpaceX będzie pierwszy w dostarczeniu astronautów na ISS. Ale jak to historia Boeinga pokazuje przykre niespodzianki potrafią się pojawić blisko końca testów. Elementy które w samodzielnych testach działały bez zarzutu wpadają w nieoczekiwany rezonans po tym jak się je poskłada do kupy. Pamiętacie może lot Apollo 13? Wszyscy kojarzą go z awarią modułu CSM, ale w czasie działania drugiego stopnia pojawił się inny, ciekawy problem – środkowy silnik wyłączył się dwie minuty wcześniej. Silnik wpadł w bardzo silne oscylacje – do tego stopnia że struktura na której są zamocowane silniki wyginała się na 7.6 cm. Gdyby nie reakcja komputera rakiety i wyłączenie silnika to parę sekund później te wibracje by rozerwały drugi stopień. Oczywiście tego problemu nie dało się powtórzyć na stanowiskach testowych – do jego powstania potrzebna była kombinacja przeciążeń, wibracji z pozostałych silników, poziomu utleniacza w zbiorniku no i braku szczęścia. Brak szczęścia na stanowisku testowym jest bardzo pożądaną cechą i w sumie to Boeing powinien się cieszyć że ten problem ujawnił się teraz a nie w czasie sytuacji awaryjnej. SpaceX jak dotąd wydaje się mieć szczęście na stanowiskach testowych jednak już dwa razy firmie udało się nie mieć szczęścia w czasie lotu lub prawie lotu. Zarówno wspornik który nie trzymał parametrów jak i jak dotąd nie do końca wyjaśniona eksplozja butli COPV były przykładami tego że niezależnie jak długo się coś testuje to zawsze wylezie jakiś problem którego nie dało się przewidzieć.