Rok się ciekawie kończy – po całej serii udanych startów nie mogło zabraknąć awarii. Tym razem Angara 5 a konkretnie jej drugi stopień Persei – rakieta miała wynieść kawałek żelastwa na orbitę GTO. To pierwszy lot teho drugiego stopnia więc nikt nie ryzykował z prawdziwym satelitą. I dobrze. Persei odmówiła ponownego uruchomienia silnika. Plan lotu zakładał trzy uruchomienia – to z uwagi na raczej nie najlepszą lokalizację Pletska do lotów na orbitę geostacjonarną. Nie udało się.
Russian Space Web ma ładnie opisane skąd się wzięła Persei – w wielkim skrócie jest to trochę zmodyfikowany ostatni stopień rakiety N1 (tej która nie wysłała Rosjan na Księżyc) i w wcześniejszych wersji Protona. Najnowsza wersja tego ostatniego stopnia pojawiła się w 2003 roku, ale przez 7 lat ją testowano i w końcu po raz pierwszy poleciała na Protonie w 2010 roku. I od razu zawiodła załatwiając trzy satelity Glonass. Co ciekawe awaria okazała się być spowodowana błędem przy tankowaniu – ktoś zapomniał że nowy ostatni stopień ma większe zbiorniki i zatankował za mało ciekłego tlenu.
Drugi lot też nie należał do udanych. Odbył się w 2013 roku, ale Proton dokonał wtedy najbardziej spektakularnej eksplozji w swojej historii – jak pewnie pamiętacie przyczyną był założony do góry nogami czujnik przeciążeń. Ostatni stopień nie miał jak udowodnić ze jest dobry.
Za to loty trzy, cztery i pięć w latach 2015 do 2019 były udane. Jednak wersja która dziś leciała na szczycie Angary ma zupełnie nową awionikę. Stara była w uszczelnionym pojemniku, nowa ma działać w próżni. Do tego nowa jest zamontowana na szczycie ostatniego stopnia i jednocześnie jest interfacem z ładunkiem. Jako że reszta DM-03 była praktycznie identyczna, to można założyć że za dzisiejszą awarię winę ponosi awionika.