Pojawił się w końcu raport o przyczynach awarii CRS-7. Pamiętacie – urwał się wtedy wspornik trzymający jedną z butli COPV, ta wypuściła swoją zawartość do zbiornika ciekłego tlenu drugiego stopnia który to pękł jak balon. Musk winił wtedy poddostawcę tych wsporników. Okazuje się że winne było SpaceX. Producent zaleca zaprojektowanie mocowań tak by wytrzymywały czterokrotnie większe obciążenia od maksymalnych możliwych. Także użycie tego specyficznego typu stali w warunkach kriogenicznych wymaga dodatkowego sprawdzania elementów, którego SpaceX nie wykonywał. NASA zakwalifikowała tą awarię jako błąd w zaprojektowaniu rakiety a nie jako błąd wykonania wspornika przez poddostawcę.
Sprawdzając projekt F9 odkryto także trzy inne problemy, które nie były bezpośrednio związane z awarią, ale w przyszłości mogły spowodować takową albo utrudnić jej analizę. Właśnie – jednym z problemów z jakimi borykał się SpaceX był brak pełnej telemetrii po awarii. Brak był spowodowany błędami w oprogramowaniu. Z tego co rozumiem to oprogramowanie preferowało niedeterministyczne komunikaty nad ramki standardowych pomiarów. Przez to kilka pomiarów które nastąpiły w czasie 800-900 ms w czasie których rakieta się rozlatywała nie zostało wysłanych co utrudniło rekonstrukcję zdarzenia.
Znaleziono także problem z mocowaniami rury którą płynie ciekły tlen przez zbiornik kerozyny – jest ona mocowana za pomocą stalowych lin. Które to zostały zamontowane niezgodnie z wymogami producenta. Pęknięcie jednej z takich lin było badane jako alternatywna teoria awarii – podejrzewano że mogło by to spowodować wlanie się ciekłego tlenu do kerozyny i jego zagotowanie się. Jednak po testach okazało się że taki scenariusz nie zgadza się z telemetrią – ilość gazowego tlenu nie była by w stanie rozerwać zbiornika kerozyny w ciągu kilkuset ms.
Przy okazji znaleziono czwarty problem – ilość gazowego azotu używanego do przedmuchiwania przestrzeni pomiędzy wewnętrzną ścianką rury z tlenem a zewnętrzną ścianką (tą dotykającą kerozyny) była niewystarczająca by w razie przecieku ciekłego tlenu nie spowodować eksplozji.
Podsumowując – błędy w projektowaniu to nie tylko domena Rosjan. Każdemu się zdarza jak widać, trzeba mieć po prostu dużo szczęścia żeby latać bez eksplozji. Albo tak projektować rakietę żeby było jak najmniej sposobów w jakich pojedyncza awaria może spowodować eksplozję. To znacznie łatwiejsze w samolotach, jednak i tam są elementy których awaria powoduje katastrofę. Z rakietami jest trudniej bo ograniczenia masowe nie pozwalają na redundancję wielu systemów. NASA na przykładzie promów kosmicznych pokazała jak nie projektować rakiet którymi mają latać ludzie. Ciekawe więc jest to w jaki sposób agencja wpłynęła na budowę F9 Block 5 – podobno NASA bardzo dokładnie przeanalizowała dokumentację techniczną F9 i zarządała wielu zmian. Mogę się założyć że mocowanie rury z LOX było jedną z nich.
Z niecierpliwością czekam na raport o eksplozji Amos – ciekawe czy tym razem też się okaże że to było zaniedbanie SpaceX – coś, o czym wiedzieli ale nie zauważyli, czy rzeczywiście firma natrafiła na nieznaną wcześniej minę.