Dziś ma w końcu wystartować z Hawai rakieta Super Strypi. Po 13 minutach lotu wyniesie ona na orbitę 13 małych satelitów (ktoś wyraźnie nie jest przesądny). Rakieta jest tak prosta jak tylko się da – nie ma żadnego systemu sterowania – wybór orbity następuje poprzez odpowiednie wycelowanie wyrzutni. Pierwszy stopień rakiety stabilizowany jest lotkami a dwa pozostałe korzystają z mikro silniczków na azot by wprowadzić się w ruch obrotowy i w ten sposób stabilizować lot. Rakieta ma spory silnik pierwszego stopnia – ma on ciąg 284 tysiące funtów; cała rakieta waży tylko 31 ton = będzie miała spore przyspieszenie od samego startu. Rakieta ma około 20 metrów wysokości i 1.5 metra średnicy, wieża ma trochę ponad 30 metrów. Silnik pierwszego stopnia pracuje trochę ponad minutę, dwa pozostałe stopnie pracują troszkę mniej niż minutę każdy. Pomiędzy uruchomieniami poszczególnych stopni są krótsze lub dłuższe przerwy tak że od momentu uruchomienia silnika do odczepienia się satelitów upływa 13 minut. Rakieta nie ma żadnej skomplikowanej awioniki, każdy stopień ma prosty układ sterowany timerem. W ten sposób USAF ma nadzieję wyprodukować dużą ilość takich rakiet; część będzie na potrzeby militarne a część będzie oferowana użytkownikom cywilnym. Koszt jednego strzału ma nie przekroczyć kilkunastu milionów a maksymalny udźwig na orbitę polarną to 300 kg. Rakiety mają być gotowe na szybkie odtworzenie konstelacji kluczowych satelitów wojskowych lub cywilnych w wypadku większej awarii (np. duża aktywność słońca) lub wojny.
Za SpaceflightNow.
Edycja – okazuje się że czasem można uprościć za bardzo:
Wygląda na to że rakieta wpadła w oscylacje i się rozleciała jeszcze w czasie działania silnika pierwszego stopnia. Duża, naddźwiękowa prędkość + silnie rozrzedzone powietrze na dużej wysokości + niewystarczająca prędkość obrotowa + niesymetryczność ciągu i mamy katastrofę.