Dziś taki mało techniczny post. Mam straszny jet lag po powrocie z Europy. Oczy mi się zamykają przed 21 i budzę się o 4:30 nad ranem. Więc nawet nie próbowałem wybrać się na wczorajszy start F9. Poza tym było spore zachmurzenie. I chyba to ostatnie dało raczej nietypowy efekt – wczoraj obudziło mnie coś co Można jedynie porównać z trzęsieniem ziemi. Nie pamietam by kiedykolwiek F9 był tak głośny. Cały dom się trząsł.
Tak sobie myślę – co to będzie jak Elon zacznie regularnie starować Starshipy z KSC? Czy da się to wytrzymać? Skoro start zwykłego, maleńkiego F9 potrafi przy sprzyjających warunkach atmosferycznych zatrząść porządnie domem przez dobre kilka minut, to co będzie jak Starshipy zaczną latać w tym samym tempie co obecnie F9? O tym że będą lądować, co powoduje jeszcze większy (choć krótkotrwały) huk to nawet nie chcę myśleć.
Starship będzie na początku na pewno wielką atrakcją przyciągającą tłumy. Jednak to nie prom kosmiczny czy SLS które startują raz na kilka lat i każdy ze startów był/jest wielkim wydarzeniem – Starship docelowo ma startować kilka razy dziennie. To przestanie być atrakcją a stanie się problemem. Kto będzie chciał przyjechać na wakacje w miejsce gdzie nie da się spać w nocy bo co kilka godzin dom się trzęsie? Kto będzie chciał odpoczywać na plaży na której co kilka godzin słychać potężny huk? O potencjalnych zagrożeniach związanych z dziurą w warstwie ozonu nawet nie wspomnę. Tak, wiem, postęp jest nieubłagany i równie dobrze mogli by mi zbudować autostradę obok domu, ale troszkę mnie ta przyszłość martwi.