Technika lądowania podobna jak w przypadku ostatnich lądowań NASA, jednak ESA nigdy nie próbowała wylądować na Marsie, więc Schiaparelli jest bardziej testem niż misją naukową. Sonda nie ma ogniw słonecznych a jedynie baterie pozwalające na kilka dni działania. Zakładając że lądowanie się uda. A sposobów na które może się nie udać jest niezwykle dużo – począwszy od niewłaściwego kąta wejścia w atmosferę (za mały i sonda odbije się jak kamień na powierzchni jeziora, za duży i sonda się spali), poprzez podarcie się naddźwiękowego spadochronu, awarię silników do lądowania a skończywszy na Marsjanach zestrzeliwujących sondę za pomocą promienia śmierci 😉
Schiaparelli jest częścią misji ExoMars która wystartowała korzystając z rosyjskiego Protona 14 marca tego roku. W okolice Marsa dotarła kilka dni temu, wtedy to Schiaparelli oddzielił się od reszty sondy. Po separacji, reszta sondy zmieniła delikatnie kierunek lotu – tak by zamiast trafić w Marsa, przelecieć kilkaset kilometrów od niego. Silniki sondy pracowały przez 106 sekund i jak na razie wszystko wygląda dobrze. To wszystko w przygotowaniu do wyhamowania sondy tak by weszła na silnie eliptyczną orbitę Marsa. Ten krytyczny manewr odbędzie się także jutro. Wtedy to silniki sondy będą bez przerwy pracowały przez 134 minuty tak by zmniejszyć jej prędkość o 1.6 km/s. To oraz grawitacja Marsa powinna wystarczyć by sonda zmieniła orbitę z parabolicznej na eliptyczną.
Cała zabawa ma się rozpocząć jutro o 15:04 polskiego czasu. Wejście Schiaparelli w atmosferę nastąpi o 16:42 a całe lądowanie zajmie trochę ponad 6 minut. Dodając 10 minut na czas transmisji sygnału z Marsa na Ziemię, wychodzi że około 17 powinniśmy wiedzieć czy lądowanie się udało czy nie. Kilkanaście minut później będziemy także wiedzieli czy silniki sondy wytrzymały ponad dwie godziny nieprzerwanej pracy i czy wyhamowały ją wystarczająco.