Jak pewnie czytelnicy bloga wiedzą, Eastern Test Range a w szczególności Range Safety jest odpowiedzialne za bezpieczeństwo startów z CCAFS i KSC zgodnie z porozumieniem podpisanym w 1963 roku między ówczesnym administratorem NASA – Jamesem E. Webb i sekretarzem obrony USA – Robertem McNamara, zwanym także Webb-McNamara Agreement. Jednakże NASA i SpaceX podobno zaangażowali prawników w celu sprawdzenia czy przypadkiem nie da się jakoś udowodnić że porozumienie to nie dotyczy komercyjnych startów rakiet z terenu KSC. SpaceX chce zbudować własny, tańszy system zapewnienia bezpieczeństwa lotów komercyjnych i chce by FAA (Federal Aviation Authority) było organizacją nadzorującą bezpieczeństwo, podobnie jak to się dzieje w przypadku samolotów.
SpaceX ma wyraźnie dość współpracy z Range Safety i 45th Space Wing. Wymagania jakie Range Safety stawia na rakiety są trudne do zrealizowania – np. system samozniszczenia rakiety musi korzystać wyłącznie z układów scalonych wyprodukowanych w USA. A w USA się już od dawna nie produkuje scalaków co powoduje że SpaceX musi szukać starej elektroniki po złomowiskach, wyciągać z niej scalaki i budować w ten sposób systemy samozniszczenia. Jest to nie tylko kosztowne, ale dodatkowo staje się wąskim gardłem w produkcji rakiet.
Drugim powodem jest antyczność systemu. Obecnie opiera się on na radarach śledzących pozycję rakiety, antycznych komputerach porównujących jej lokalizację z planowaną trajektorią oraz ludziach którzy trzymają palce na przełącznikach wysyłających sygnał nakazujący rakiecie samozniszczenie. SpaceX chce to znacząco uprościć przez zbudowanie systemu samo-destrukcji opartego o odbiorniki GPS i nie wymagającego żadnych radarów, ludzi, sygnałów itp.
Warto też zauważyć że obecny system Range Safety jest zdecydowanie nieprzygotowany na lądowania pierwszego stopnia Falcona 9 i pewnie jego zmiany będą bardzo kosztowne. I pewnie Range Safety chce by SpaceX za nie zapłacił…