Jako że była to historyczna misja i historyczny start, to nie mogłem go opuścić. Więc wybrałem się na zwykłe miejsce – drogę 401 w Cape Canaveral. Dotarłem tam na godzinę przed startem, przewidując tłumy. I nie myliłem się – godzinę wcześniej było trudno zaparkować, a na dwadzieścia minut przed startem tłumy były tak olbrzymie, że policja musiała interweniować i przeganiać ludzi porzucających samochody na środku drogi. Takich tłumów nie widziałem od czasu ostatniego startu promu kosmicznego! Niestety widoczność była kiepska – przede wszystkim było bardzo ciemno, o ile się nie mylę to było przed wschodem księżyca. Do tego SpaceX oszczędza prąd i oświetlono platformę dosłownie na kilkanaście minut przed startem. Ostatnim problemem była duża wilgoć w powietrzu a kropelki wody skutecznie rozmywają wszystko. Niestety mój obecny sprzęt fotograficzny jest nieadekwatny do takich warunków i zdjęcia wyszły dalekie od doskonałości. Ale start był przepiękny! Rakieta unosiła się powoli i majestatycznie, oświetlając lagunę i dając wiele czasu na „ohhh!” i „ahhh!”. Na filmiku można usłyszeć oklaski ludzi gdy już Falcon 9 znikł w chmurach. Widoki były przepiękne, dźwięk rakiety także się wspaniale roznosił po spokojnej wodzie laguny. Za to powrót do domu był trudniejszy – droga 528 z Port Canaveral była pełna, ale Policja tym razem stanęła na wysokości zadania i pilnowała by szaleńcy nie zawracali na autostradzie. Dotarłem do domu i nawet miałem zająć się zdjęciami, ale w TV na Discovery Channel pojawił się program „Plane Crash” (Discovery rozwalił starego Boeinga 727 o pustynię w Meksyku) i nie mogłem tego opuścić. W związku z czym relacja dopiero dziś.
Z jednej strony ta awaria pokazuje jak dobrze zbudowana jest rakieta – pomimo że jeden silnik się rozleciał, nie zagroziło to misji. Zarówno Dragon jak i satelita zostały dostarczone na właściwe orbity. Z drugiej strony eksplozja silnika już w trzecim locie (szczególnie że w pierwszym locie też były jakieś anomalie) jest niepokojąca i podejrzewam że wojsko i NRO mogą mieć teraz obawy przed wysyłaniem satelitów na orbitę za pomocą F9.
P.S. wygląda na to że odpadło coś więcej niż tylko silnik, na filmie widać wyraźnie że po eksplozji silnika od rakiety odpadają całkiem spore kawałki. SpaceX miał chyba sporo szczęścia tym razem.
Edycja – SpaceX dementuje plotki (?!) o eksplozji – podobno nic nie wybuchło bo komputer sterujący silnikiem przekazywał dane do samego końca lotu, natomiast anomalia polegała na nagłej utracie ciśnienia która najprawdopodobniej doprowadziła do rozpadnięcia się dyszy.
Drugą ciekawą wiadomością jest problem z drugim stopniem rakiety F9, który po rozdzieleniu się z Dragonem, miał odpalić silnik i wynieść satelitę Orbcomm na zaplanowaną dla niego orbitę. Okazuje się że do odpalenia silnika nie doszło. Ale z drugiej strony SpaceX informuje że satelita Orbcomm oddzielił się od drugiego stopnia rakiety (potwierdzają to informacje obserwatorów).