Sukces ale…

Wygląda na to że dzisiejszy start Firefly Alpha był niezbyt udany.

Trochę wstyd, bo jak już wcześniej pisałem Firefly Alpha jest jedną z niewielu firm które mają szanse wywalczyć sobie niszę na rynku startów rakiet. Alpha ma relatywnie niewielki udźwig (około tony na LEO i 630 kg na SSO) ale to znacznie więcej niż Electron co pozwala na wystrzeliwanie bardziej użytecznych ładunków bez czekania na misję Bandwagon SpaceX.

Sama rakieta zbudowana jest jako zaprzeczenie F9. Silniki są niezwykle proste w konstrukcji i przez to mają być niezawodne. Sama rakieta jest jednorazowa. Zamiast dzielić koszt boostera na kilkanaście – kilkadziesiąt lotów, Firefly próbuje je budować tak tanio jak to tylko możliwe. Sama rakieta zbudowana jest z włókien węglowych co podobno poza oszczędnościami masy zmniejsza także koszt w porównaniu z egzotycznymi stopami aluminium i tytanem. Silniki działają w raczej rzadko używanym cyklu „tap off” gdzie pozbyto się osobnej małej komory spalania do napędzania turbosprężarek – są one napędzane gazami pobieranymi z głównej kolory spalania. Teoretycznie to likwiduje część komplikacji ale praktycznie to nie za bardzo – temperatura i ciśnienie w głównej komorze spalania są znacznie wyższe co utrudnia zbudowanie turbosprężarki.

W sumie ciekawe czy właśnie ten dziwny cykl pracy silnika nie był przyczyną dzisiejszej awarii. Jak pewnie pamiętacie SpaceX miał podobny problem z Falconem 1 kiedy to resztkowy ciąg po wyłączeniu silników 1 stopnia spowodował że booster dogonił i stuknął drugi stopień w czasie jednego ze startów. Możliwe że tu było podobnie.

Alpha nie ma jak na razie dobrych wyników startów – na 6 lotów tylko dwa były w pełni udane, 3 dostarczyły satelity na niższą niż planowano orbitę a jeden był spektakularną porażką. SpaceX miał zdecydowanie lepsze wyniki na początku. RocketLab także. Zwykle po tylko porażkach wysycha źródło pieniędzy i firma upada ale myślę że Firefly to nie grozi – mają kontrakty z Northrop Grumman i Lockheed Martin i raczej dzisiejsza awaria nie spowoduje wycofania się żadnej z tych firm.

Edycja – tu widać co się stało:

Pierwszy stopień eksplodował w momencie separacji i urwał praktycznie całą dyszę drugiemu stopniowi. Coś niezwykłego że drugi stopień był w stanie kontynuować lot po takim uszkodzeniu ale ciąg był znacznie niższy przez to i nie było szans na osiągnięcie właściwej orbity.

Oj niedobrze. Rakiety nie powinny eksplodować. Ani przy starcie, ani w czasie lotu, ani w czasie separacji. Ponawiam swoją teorię że konstrukcja silników a w szczególności użycie tego egzotycznego cyklu działania może być przyczyną.

Edycja 2 – ten start można zaliczyć jednak do „kompletnych porażek” a nie „częściowych porażek” – brak dyszy spowodował że jednak nawet prędkości orbitalnej nie osiągnęli i ładunek zakończył żywot w okolicach Antarktyki.

Marek Cyzio Opublikowane przez: