Najnowsza wiadomość – używany pierwszy stopień z lotu ORBCOMM-2 został ponownie uruchomiony na LC-40 i udalo sie to.
Musk potwierdził ze udało sie ale jeden z silników (numer 9) miał jakieś problemy z utrzymaniem stalego ciągu.
Jak spałem pojawiły sie dodatkowe informacje – SpaceX podejrzewa ze jakiś śmieć – (najprawdopodobniej) kawałek sadzy wpadł do silnika w czasie przelotu przez atmosferę. I to ten śmieć powodował niestabilność spalania. Z jednej strony to nic poważnego a z drugiej to samo mogło sie stać z silnikiem #1 i wtedy zamiast lądowania mielibyśmy kulę ognia na platformie. Do tego nadal nic nie wiadomo co było przyczyną tej drobnej awarii innego silnika – kto wie czy nie była ona spowodowana podobnym scenariuszem. Z jednej strony dobrze to świadczy o zapasach bezpieczeństwa poszczególnych komponentów. Rakieta wylądowała i nie eksplodowała w czasie testu statycznego. Jak czytelnicy pewnie wiedzą radzieckie NK-33 reagują znacznie bardziej gwałtownie na wszelkiego rodzaju śmieci. Z drugiej moze to oznaczać konieczność jakichś zmian konstrukcyjnych by cząstki sadzy (lub ptaki! ze nie wspomnę o zagubionych aniołach ;)) nie wpadały do silników podczas lotu przez atmosferę.
Najbardziej zdumiewające dla mnie jest to ze SpaceX wyraźnie odpalił rakietę bez boroskopii silników! Jak by zajrzeli boroskopem do środka to by na pewno zauważyli ten kawałek sadzy i go usunęli.
Jeszcze jedna możliwość – to co wpadło do #9 moze byc związane z awaria innego silnika – jej wynikiem było właśnie powstanieduzych ilości sadzy (kerozyna paliła się w powietrzu atmosferycznym). A trzecia możliwość to niefortunne umiejscowienie silnika #9 – najbliżej wylotu spalin z turbiny silnika #1. No i oczywiście jest tez możliwość czwarta – ze to nie był kawałek sadzy ale coś, co oderwało się od platformy przy lądowaniu – kawałek betonu?