ESA ogłosiła że planują dziewiczy start Ariane 6 w pierwszej połowie lipca tego roku. Co tłumaczy się z języka rakietowego na normalny na „w tym roku”. Oczywiście dyrekcja ESA jest pewna że harmonogram jest realny i że start nastąpi w czerwcu – lipcu ale wiecie jak to jest z inauguracyjnymi startami – nie ma mocnych i pewnie wykryją coś nieprawidłowego i wszystko się opóźni.
Ariane 6 w założeniach miała być konkurencją dla Falcona 9 – jej start miał kosztował połowę ceny Ariane 5 a konstrukcja pozwolić na zdumiewające tempo 11 lotów rocznie (w porównaniu z 5-6 dla Ariane 5). Żeby to osiągnąć zastosowano najdroższe możliwe technologie – boostery na paliwo stałe + silniki napędzane ciekłym wodorem. Za pomocą subsydiów rządowych (które podobno sięgają 100% ceny startu) udało się ograniczyć cenę za start słabszej (~10 ton na LEO) wersji do 75 milionów euro. Skwapliwie to wykorzystał Bezos i zakupił hurtowo 18 startów tej rakiety dzięki czemu europejscy podatnicy zafundują USA konkurencję dla Starlinka.
Ariane 6 jest oczywiście jednorazowa bo jak to policzyła ESA w 2015 roku, wielokrotne używanie rakiet nie ma sensu ekonomicznego. Dużo bardziej opłacają się subsydia jeżeli takowe są oferowane.
Ariane 6 ma już zamówienia na ponad 43 loty, możecie więc sobie policzyć szybko ile z własnej kieszeni dopłacicie do tego projektu. Z drugiej strony zysk związany z rozwijaniem w Europie technologii paliw stałych (niezbędnych dla przemysłu wojskowego) i know-how technologii rakietowych i kosmicznych jest trudny do oszacowania i prawdopodobnie z nawiązką pokrywa subsydia. Europa już wielokrotnie pokazała że za pomocą subsydiów jest w stanie stworzyć realną konkurencję dla amerykańskich firm (patrz Boeing vs. Airbus) więc kto wie co będzie tym razem? Może jak obniży się cenę za lot Ariane 6 do zera to będzie ona tańsza niż Muskowy Starship?